DZIEŃ 184 - 20 IX
Przez kratkę wentylacyjną wleciał do kuchni ogromny trzmiel. Bajdoła, uciekając w panice, uderzyła się boleśnie w łokieć. Zamknęła z hałasem drzwi i czekała na Bajgóra, który dopiero po godzinie zarejestrował w mózgu alarm. Wsiadł do taksówki i po kilku minutach był przy wystraszonej Bajdole.
- Tam może być cały rój! - zawołała.
Ale w kuchni był tylko trzmiel samotnik. Bajgór dopiero po długim polowaniu uwięził zmęczonego owada w szklance, którą przykrył broszurą "Wypieki Wielkanocne"... Zresztą uwolnił go zaraz, wypuszczając przez okno.
Potem zajął się obolałym łokciem Bajdoły.
DZIEŃ 185 - 21 IX
Bajgór wymyślał zawsze coś zwariowanego w miesięcznicę poznania Bajdoły. Na wrześniową kupił trzy bilety (dla Binga ulgowy) pierwszej klasy na nocny pociąg, jadący nad morze. I pojechali...
Rano pospacerowali po pustej plaży, rzucając do morza płaskie kamyki, a na siebie mokry piasek. Potem zjedli szaszłyki w pustym bistro, przeprowadzili staruszkę przez ulicę, a w południe wsiedli do powrotnego pociągu.
Bo czekało na nich codzienne życie, trochę mniej zwariowane.
Ale wieczorem jeszcze poszli do Wesołego Miasteczka, gdzie przeglądali się w krzywych lustrach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz