sobota, 30 kwietnia 2011

MOJA MUSZLA

LIST KAZIMIERZA POLAKA DO MNIE

Otrzymałem list następujacej treści:

Szanowny Panie Wroński!
Pańska KRAINA ZIELONEGO POJĘCIA nie ma zupełnie zielonego pojęcia o otaczającym nas świecie. Gdzie u Pana Szanownego krawawe wojny domowe w Afryce, beatyfikacja Papieża, ślub księcia Williama i Kate, trzęsienie ziemi w Japonii, tornada w USA, nie mówiąc już o naszych katastrofach i powodziach. Zamyka Pan oczy i chowa się w muszli, z której można najwyżej zrobić kilka guzików. Wyjdź Pan z niej, rozejrzyj się wkoło, a zobaczy Pan nie tylko szkaradne wierzby, kwiatki na krzaczkach i swoje myśli ze snów półsennych.
Z przyszłym poważaniem - Kazimierz Polak

NA 1 MAJA!


środa, 27 kwietnia 2011

O CIENIU - z "KRAINY ZIELONEGO POJĘCIA"

I
- Chciałbym, żeby mój cień był trochę dłuższy, bardziej wyraźny i łączył się z wszystkimi przyjaznymi cieniami...

II
- Dlaczego mój cień tak pędzi? Ja nigdzie się nie spieszę!

III
- Więcej ciemności! - poprosił dziś mój zmęczony cień.

IV
- Może jakiś cień czeka w ciemności na twoje światło?

MOJE CIENIE





O CIENIU - z "KRAINY ZIELONEGO POJĘCIA"

Ten cień jest ze mną, proszę go wpuścić!

WIERZBA SZEŚĆDZIESIĘCIOLETNIA NR 2



NIECO-DZIENNIE NR 32

Świat upada od początku. Ale im bliżej dna, tym jest lepszy...

WIERZBA SZEŚĆDZIESIĘCIOSZEŚCIOLETNIA











LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (21)

KOMINIARZE
Nagle zaroiło się od kominiarzy. Ludzie pourywali tysiące guzików, pozaciagali milionowe pożyczki, pożenili się ponad miarę, a nawet byli dla siebie jakby trochę milsi. A tu okazało się, że zbankrutował największy zakład kominiarski, bo kominów coraz mniej i kominiarze zaczęli szukać innej pracy. Mój znajomy kominiarz z parteru już zbiera guziki i rzeźbi z nich miniaturowe aniołki...

wtorek, 19 kwietnia 2011

MĘDRZEC

NIECO-DZIENNIE NR 30

- Nasze światy stykają się tak wysoko, że trudno to dostrzec - powiedziała mrówka do orła.

NIECO-DZIENNIE nr 29

- Na drodze donikąd znalazłem piąte koło u wozu!...

KOMUNIKAT NR 3

Krakowskie Wydawnictwo MINIATURA wydało niedawno moją ksiażkę pt. "Ważne Młyny" z tekstami -
"Listy do Anioła Stróża", "Listy do Michała", "Lustro", "Ważne Młyny", "Myśli po myślach", "Nazywanie" (są w blogu - marzec 2011).
Książkę można nabyć w Wydawnictwie MINIATURA: Kraków, ul. Barska 13, tel. 12-267-10-39; e-mail miniatura@autograf.pl

Można także nabyć tam moje książki: "Kraina Zielonego Pojęcia", "Dramaty" i "Linomachina".





PRZETRWANIE

NIEBO I ZIEMIA

MÓJ ZACHÓD SŁOŃCA

CZYTELNICTWO

NIECO-DZIENNIE NR 28

Moje odbicie w lustrze patrzy na mnie ironicznie. Jest tam zawsze, ja odchodzę...

KRAJOBRAZ

NIECO-DZIENNIE NR 27

Jadę tym pociągiem i wydaje mi się, że jestem zupełnie niezależny od krajobrazu za oknem!

niedziela, 17 kwietnia 2011

NIECO-DZIENNIE NR 25

Najważniejsze, żeby Ziemia chciała się kręcić wokół Słońca, a Słońce wokół Ziemi!

LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (20)

KORA
Skóra moich drzew jest taka krucha. I tyle w niej brzydoty twardego świata, którego piękno pozwala się zniewolić tylko w chwilach bolesnych. Wiem o tym, kiedy ostrzę mój nóż na piaskowej osełce.

sobota, 16 kwietnia 2011

NIECO-DZIENNIE NR 24

Śniło mi sie dzisiaj, że nie mogłem uciec z Nieba, bo aniołowie zabrali mi spadochron!

LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (19)

DUSZA
Moja dusza nie chce być za bardzo czysta. Inne kąpią się w Gangesie, w Jordanie, w święconych wannach, a moja - rano przeciera tylko oczy ze zdumienia.







LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (18)

OCZY
Zamykam oczy i widzę tysiące miejsc, gdzie nigdy nie będę. Zamykam oczy i widzę tysiące ludzi, których nigdy nie dotknę. Kiedy otwieram oczy, widzę mój zamglony nos, który zniknie kiedyś znienacka i nikt go więcej nie zobaczy.

piątek, 15 kwietnia 2011

NIECO-DZIENNIE NR 23

Albo żagiel, albo sztandar!

NIECO-DZIENNIE NR 22

- Jesteś młotem czy kowadłem?
- Niestety, jestem pomiędzy...

LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (17)

OGNISKO
Matka nauczyła mnie mówić. I rozpalać ognisko. Tańczę teraz wokół niego, dorzucając gałęzie przyniesione przez moje chochliki.
Ogień jest czysty, ogrzewa i oświetla, czasem pokazuje drogę zabłąkanym okrętom. A jeśli chce - lub się zapomni - zabija. Jak słowa!

LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (16)

CIENIE
Chciałbym mieć nieraz wszystko nowe, inne, lepsze. Albo przynajmniej, żeby mój cień był dłuższy, bardziej wyraźny i żeby jak najczęściej zlewał się z innymi wyraźnymi cieniami; a moje słowa niechby spotykały się, co jakiś czas, z myślami mądrzejszymi od moich. Tak bym chciał nieraz... 




LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (15)

FOTEL
Na tym fotelu siadywał kiedyś mój dziadek. Siadywał często i palił fajkę. Biedny dziadek, miał sztywną jedną nogę; siadywał więc z wyprostowaną. Służyła jako przeszkoda pokojowemu psu, który wabił się Bambuch... Gdy przyszedłem na świat, dziadka dawno już nie było, nie było psa i tak prawdę mówiąc, fotela też.

                                                                  (1964 r.)

czwartek, 14 kwietnia 2011

NIECO-DZIENNIE NR 21

Starczy numerów dla wszystkich!

LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (14)

KBS 0890
Mój Wehikuł Czasu nr KBS 0890 jest już zmęczony uczeniem mnie, że: Teraźniejszy nie istnieje, Przyszły wpada przez szybę, Przeszły ucieka w lusterkach. Mój pojazd ma mnie w moich rękach i nawet nie zapłacze, kiedy zniknę w bocznym lusterku, ostatni raz biorąc na siebie Czas Teraźniejszy.

                                                                 (1986 r.)

LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (13)

SEN O BRAMIE
Straż stała pod bramą, pod tą wielką, co świeci.
- Wchodzić nie wolno! Przepustka!
- Mam...
- Pokazać!
- Proszę...
- Jest fałszywa!
- Nie...
- Nie kłamać! Jest fałszywa!
- Nie...
- Nie kłamać!
- Nie...
- Rozstrzelać!
- Nie!
Straż stała pod bramą, było jej zimno. Padał śnieg. Na niebie były moje ślady. Pod śniegiem ja.

                                                                                                             (1964 r.)

KOMUNIKAT NR 2

Jestem dostępny pod:
michalwronski45@gmail.com

LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (12)

WYCIECZKA
Wybrałem sobie drzewo, najgrubsze - ile słoi, tyle lat. Zacząłem wiercić, wsadziłem palec do dziury: gdzieś w tym miejscu ujrzałem świat. Powierciłem głębiej - o, tu urodziła się moja matka, trochę dalej mój ojciec. Poświeciłem latarką, słabo widać, a tam: dziadek, babcia, pradziadek i prababcia... Teraz z powrotem wierciłem przytępionym świdrem do: prababci, pradziadka, babci, dziadka, ojca, matki. I znowu ja. Przewierciłem drzewo na wylot. Już widać inne drzewa z drugiej strony, przygotowane do wiercenia...

środa, 13 kwietnia 2011

NIECO-DZIENNIE NR 20

- Czekam na ten autobus już sześćdziesiąt sześć lat, a przecież trzeba było od razu iść na piechotę...

LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (11)

NA ŚWIECIE
Świat się wyszykował na świat, jak wojsko na wojnę. Ludzie niby tańczą, niedźwiedzie niby miód liżą, zając niby się drapie, kapusta sobie rośnie, kapral węszy, okręty podwodne płyną, rekin poczuł krew, pan N poczuł dołek pod sobą, pan S lufę na szyi. Na lisa niedźwiedź, na zająca lis, na kapustę zając; na niedźwiedzia, lisa, zająca, kapustę, człowieka - człowiek. Armaty grzmią, wiece się odbywają, niedźwiedzie ryczą, zając kica, słońce świeci, kwiatki kwitną, kwiatki depce but, pan S je ostatni raz kapuśniak, pan N wygrzebuje się z dołka. Nie wygrzebie. Świat mu wyszykował... Świat się wyszykował, oj, wyszykował!

KOMUNIKAT NR 1

Oświadczam niniejszym, że w mojej KRAINIE ZIELONEGO POJĘCIA nie będzie grama polityki, o której nie mam zielonego pojęcia, a jeśli mam, to nibieskie jakieś - jak niebo nad chmurami...

wtorek, 12 kwietnia 2011

NIECO-DZIENNIE NR 19

- Halo, Niebo?
- Słucham!
- Czy mógłbym poprosić o mniejszy rozmiar świata?...

NIECO-DZIENNIE NR 18

Idą dzieci, niosą słońce. Idą dzieci, niosą księżyc. Idą dzieci, niosą gwiazdy. A za nimi spieszą dorośli z latarniami i czuwają, aby się nie pogubiły.

LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (10)

W TRAMWAJU
W zatłoczonym tramwaju niechcący nadepnąłem anioła stróża.
- Przepraszam - bąknąłem.
- Nie szkodzi. To moja wina. Gdyby nie było aniołów, na świecie byłoby o połowę luźniej.

LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (9)

ŚLADY
Nauczyciel szedł z uczniami brzegiem morza i przekrzykując mewy, tłumaczył, że każdy człowiek powinien zostawić w swoim życiu jakiś ślad. A na samym końcu biegał w kółko najgorszy uczeń w klasie i nie słysząc ani słowa, razem z falami, zacierał wszystkie ślady.

LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (8)

SKRZYŻOWANIE
- Zobacz, na naszym skrzyżowaniu wyrosło drzewo!
- Jakie piękne!

LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (7)

WSCHÓD SŁOŃCA
Troje ludzi, oddalonych od siebie o setki kilometrów, ujrzało wschód słońca. Wykrzyknęli: JAKIE WSPANIAŁE! Jeden zapamiętał to na całe życie, drugi namalował na płótnie, trzeci pomyślał:
- Przecież tak naprawdę słońce nigdy i nigdzie nie zachodzi, a dzień nie rozpoczyna się i nie kończy...

NIECO-DZIENNIE NR 17

- Halo, słucham!
- Tu Judasz. Pożycz mi trzydzieści złotych...

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

NIECO-DZIENNIE NR 16

Sens życia zmusza ludzi do wiary w niego!

NIECO-DZIENNIE NR 15

- Wypuścisz miłość z klatki, znajdzie sobie nową!

NIECO-DZIENNE NR 14

A ja sobie idę co drugi dzień w przeciwnym kierunku!

LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (6)

DWA ANIOŁY
Dwa anioły wysiadły z czarnego porsche i przykucnęły na chmurce.
- U nas nie ma biedy...
- Nie ma cholery...
- Nawet grypy...
- Nie ma wojen...
- Powodzi...
- Ani gradobicia...
- I nie trzeba mówić "dzień dobry"...
Dwa anioły zjadły po cukierku.
- Pomyśleć, że nad nami jest jeszcze jedno niebo...
- Och, żeby tylko jedno!

NIECO-DZIENNIE NR13

Spotkałem SMOKA PYCHY.
- Coś taki mały? - zachichotałem. I SMOK połknął mnie w całości.

niedziela, 10 kwietnia 2011

NIECO-DZIENNIE NR 12

Niedawno usłyszałem w pociągu:
- Abym mógł ustąpić komuś miejsca, musi pan wstać i wyjść na korytarz...

NIECO-DZIENNIE NR11

- Nie wiadomo, jakby to się skończyło, gdyby się zaczęło - pocieszałem jajko na miękko.

NIECO-DZIENNIE NR 10

Nikt nas nie nauczył, jak odszukiwać się na świecie!

LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (5)

O SĄSIEDZIE
Przyszedł do mnie sąsiad i powiedział:
- Chcę umierać!
Podrapałem się w głowę. Co tu robić? Co tu robić? Sąsiad stoi na progu i chce umierać.
- Wejdź - mówię - człowieku, usiądź...
Usiadł westchnąwszy.
- Co ci jest?
- Chcę umierać!
- Po co? Słońce świeci, świat kwitnie. Po co?....
Co tu robić? Co tu robić? Sąsiad siedzi na stołku i chce umierać.
- Wstań - mówię - podejdź do okna...
Podszedł westchnąwszy.
- Patrz, jakie niebo, gołębie latają. Nie żal ci?
- Nie żal mi!
Co tu robić? Co tu robić? Sąsiad stoi przy oknie i chce umierać. Ktoś zapukał do drzwi. Poszedłem otworzyć: żona sąsiada.
- Gdzie mąż? - pyta.
- Tu! - krzyknął sąsiad i skoczył z okna.
Co tu robić? Co tu robić?

                                                                (1964 r.)

sobota, 9 kwietnia 2011

NIECO-DZIENNIE NR 9

Ten klucz zamknięty jest w szufladzie, do której nie ma klucza!

LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (4)

WIGILIA
- Wesołych Świąt! Wesołych Świąt! - słyszało się w długiej kolejce, na końcu której stał człowiek z siekierką. Bo nie każdy potrafi zabić karpia.
- Wesołych Świąt!
- Wesołych... - odpowiadał po cichu spracowany człowiek z siekierką, która jeszcze wczoraj rąbała choinki.

piątek, 8 kwietnia 2011

NIECO-DZIENNIE NR 8

Grupa moich sobowtórów rozbiegła się po świecie, aby mnie znaleźć!

LINOMACHINA czyli kołowrotek świata (3)

SENS
Kapłani Wszystkich Bogów, dzieląc i nazywając Czas, podarowali ludziom sens istnienia. Sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, pory roku, lata, wieki, tysiąclecia...
- Tyle im wystarczy - postanowił Najważniejszy z Bogów i zatrzymał swój zegar.

NIECO-DZIENNIE NR 7

Nieraz wynajmujemy naszą samotność innym ludziom; czasem aż za bardzo.

NIECO-DZIENNIE NR 6

Sny są najważniejsze, zwłaszcza sny bajkowe. Reszta to złudzenia pazernych wyznawców rzeczywistości. Wydaje im się, że świat został stworzony specjalnie dla nich i jest tak jasny jak Słońce, które im po to świeci, aby mogli widzieć swoja twarz w lustrze lub w szybie wystawowej.

LINOMACHINA czyli kołowrotek świata(2)

ZEGAREK
- Wie pan, która godzina? - spytało mnie dziecko, piękne jak anioł, na przejściu dla pieszych.
- Nie wiem, wczoraj ukradli mi zegarek.
Zatrzymałem się na chwilę, przedłużając swoje życie o kilka lat, bowiem na następnym przejściu dla pieszych miał mnie zabić samochód pijanego diabła.

sobota, 2 kwietnia 2011

NIECO-DZIENNIE NR 3

Mimo wszystko - WSZYSTKO uczestniczy w harmonii chaosu!

NIECO-DZIENNIE NR 2

Czasem przychodzimy, odchodzimy zawsze!

NIECO-DZIENNIE NR 1

Płyniemy w TERAŹNIEJSZOŚCI. A wszystko na co patrzymy - i co odczuwamy - jest stworzone przez PRZESZŁOŚĆ. Tam gdzieś, w mrokach PRZYSZŁOŚCI czeka NIEISTNIENIE: nieistniejący ludzie, nieistniejące przedmioty, nieistniejące wynalazki, nieistniejące zdarzenia, nieistniejące idee. I nieistniejący KONIEC. 

GOŚCIE





JEDNOAKTÓWKA, SŁUCHOWISKO

Osoby:
ŻONA
MĄŻ
GOŚĆ  I
GOŚĆ  II
(Akcja rozgrywa się w przedpokoju. Drzwi na korytarz i drzwi do łazienki. Mąż stoi na krześle, przybija gwóźdź do ściany. Żona trzyma obraz.)





ŻONA:        Jak ty to przybijasz?
MĄŻ:          Ja tych ścian nie budowałem…
(słychać dzwonek)
                    Pewnie Waldek… pomoże mi.
(ŻONA idzie otworzyć, na progu stoi GOŚĆ  I)
GOŚĆ  I:      Dzień dobry!
ŻONA:         Dzień dobry…
GOŚĆ:         Bardzo panią przepraszam… Czy mógłbym skorzystać z toalety?
ŻONA:         Z toalety?!
GOŚĆ:         Tak, z toalety.
ŻONA:         No… proszę.
(GOŚĆ  I  wchodzi, kłania się MĘŻOWI)
GOŚĆ  I:      Dzień dobry.
MĄŻ:           Dzień dobry…
GOŚĆ:         Można?
MĄŻ:           Proszę, proszę…
GOŚĆ  I:      Bardzo państwa przepraszam.
(znika w łazience)    
MĄŻ:           Już nie miał gdzie iść…
ŻONA:         Ojej, trzeba być człowiekiem.
MĄŻ:           Podaj mi ten obraz!
ŻONA:         Na tym gwoździu się nie utrzyma.
MĄŻ:            To przybij sama!
ŻONA:          Myślisz, żebym nie przybiła?
MĄŻ:            Tym młotkiem można przybijać pluskiewki. Mogłaś nie gubić dużego młotka!
ŻONA:          Mówiłam. Jest chyba w piwnicy. Idź i  przynieś.
MĄŻ:            No tak, idź i przynieś. Tak najwygodniej. Ja tam go nie zanosiłem!
(stuka młotkiem, poprawia)
                      Już teraz dobrze?
ŻONA:          Niech już będzie. Ale mam męża, nie umie powiesić obrazu.
MĄŻ:            To go sobie zmień! Ja się chyba powieszę…
ŻONA:          Ciszej! Trzymaj… (podaje obraz)
MĄŻ:             Mów. Równo?
ŻONA:           Trochę w prawo…
MĄŻ:             Tak?
ŻONA:           Tak.
MĄŻ:             Nie podoba mi się ten obraz.
ŻONA:           Kup ładniejszy.
MĄŻ:             Nie lepiej powiesić tu kwietnik?
ŻONA:           Kwietnik w przedpokoju? Ty masz pomysły.
MĄŻ:             Niech już będzie. W końcu guzik mnie obchodzi, co tu będzie wisiało.
ŻONA:          Pewnie, nic się nie obchodzi!
MĄŻ:            Twoja zasługa.
ŻONA:          Moja?
MĄŻ:            Jeszcze trochę i będę wchodził do tego domu, jak do obcego.
ŻONA:          Dobrze, dobrze. Ale zanim wejdziesz ostatni raz, wytrzep dywan…
MĄŻ:            Jutro!
ŻONA:          Codziennie mówisz – jutro!
MĄŻ:            O, Boże. Mam tego dosyć!
ŻONA:          Nie wydzieraj się, mamy gościa!
MĄŻ:            Gościa!
ŻONA:          Ciszej… Co on tam tak długo robi?
MĄŻ:            Skąd mam wiedzieć?
ŻONA:          Może to samobójca?... Słuchaj!
MĄŻ:            Co?
(słuchać szum wody wlewanej do wanny)
ŻONA:          No, słuchaj!
MĄŻ:           Co on zwariował? Leje wodę do wanny!
ŻONA:         Może myje ręce?
MĄŻ:           Nie słyszysz? W wannie już pełno wody. (szarpie klamką) Ej, panie!... Halo! Czy pan zwariował? Tu nie łaźnia miejska… Będzie się pan kąpał?
ŻONA:         Nic nie mówi. Może się utopił?
MĄŻ :          Nie pleć.  (stuka w drzwi) Halo! Słyszy pan?!
ŻONA:         Czuję, że będzie jakieś nieszczęście.
(MĄŻ wali w drzwi pięścią)
MĄŻ:            Niech pan nie będzie bezczelny!... Panie!
ŻONA:          Trzeba zadzwonić po policję…
MĄŻ:            (ciszej) Zepsuty telefon… (głośno) Panie! Dzwonimy po policję!   
GOŚĆ  I:       (głos przytłumiony) Zaraz wyjdę…
MĄŻ:            Wychodź pan!
GOŚĆ  I:           Za chwilę…
MĄŻ:            Coś podobnego. Szczyt bezczelności… Proszę natychmiast wyjść!
ŻONA:          Może to wariat?
MĄŻ:            Dzwonię po policję. Słyszy pan?
GOŚĆ  I:       Słyszę, słyszę… Niech pan tego nie robi. Wykąpię się i wyjdę…
MĄŻ:            Co zrobi?
ŻONA:          Wykąpie się!
GOŚĆ  I:       Wykąpię się i wychodzę. Słowo daję. Dziesięć minut. Dobrze?
MĄŻ:             Nie pozwalam. Tu nie łaźnia!
GOŚĆ  I:        Ale ja już się zamoczyłem.
MĄŻ:             Panie, bo doprowadzi mnie pan do szału! Co to ma wszystko znaczyć?
GOŚĆ  I:       Nic. Normalna ludzka przysługa.
MĄŻ:            To jest prywatne mieszkanie. To jest moje mieszkanie! Nie pana!... Łaźnia publiczna jest na Pięknej!
GOŚĆ  I:       Nieczynna!
MĄŻ:            A co mnie to obchodzi! 
GOŚĆ  I:       Nie ma co robić piekła. Minuta i wychodzę.
MĄŻ:            Słyszysz? Minuta i wychodzi. Coś podobnego…
ŻONA:          Jakiś nienormalny, albo zboczeniec. Rozbierać się w cudzym domu!
GOŚĆ  I:       Widać coś? To przepraszam…
MĄŻ:            Robi z nas durnia! (szarpie klamką, słychać szum wody)
ŻONA:          A gaz?!
MĄŻ:            A gaz?
GOŚĆ  I:       Ostatecznie za gaz mogę zapłacić. Więcej jak za złotówkę nie wypalę.
MĄŻ:            Ale to jest mój dom. Z jakiej racji ma pan się u mnie kąpać? Niech mi pan szanowny wytłumaczy!... Dureń jeden!
GOŚĆ  I:       Przepraszam bardzo, ale nie mogę mówić. Mam mydło w oczach i ustach…
MĄŻ:            (do ŻONY) Automat na rogu ma urwaną słuchawkę… Co tu robić?
GOŚĆ  I:       Nic państwu nie ukradnę!
MĄŻ:            Nie wiadomo. Oszukał nas pan. Miał pan tylko skorzystać z toalety…
GOŚĆ  I:       Właśnie korzystam.
ŻONA:          Mógł pan mówić bardziej dokładnie…
GOŚĆ  I:       Gdybym powiedział dokładnie, to bym się nie wykąpał. A muszę!
MĄŻ:            Kpi z nas! (szarpie klamką) Wyłaź pan! Tu nie hotel!
GOŚĆ  I:       O co tyle hałasu. Powinniśmy sobie wszyscy pomagać. Nie chce pan być chyba egoistą?
 MĄŻ:           Właśnie, że chcę! Wtargnął pan do cudzej własności. To jest karalne. A w Ameryce by pana zastrzelili!
GOŚĆ  I:       Wcale nie wtargnąłem. Byłem wpuszczony!
MĄŻ:            Wszedł pan podstępnie!
GOŚĆ  I:       Mieszkamy na tej samej Ziemi, na tym samym kontynencie, w tym samym kraju, w tym samym mieście. Musimy sobie pomagać…
MĄŻ:            Znalazł się filozof!

GOŚĆ  I:       Łaźnia nieczynna, a ja muszę się wykąpać. Jadę załatwić ważną sprawę do stolicy. Nie mogę jechać brudny…
MĄŻ:           Bezczelny cham…
ŻONA:         Nie denerwuj się…
MĄŻ:          Co nie denerwuj się, co nie denerwuj?!
GOŚĆ  I:      Ma pan chyba bardzo zły charakter. Współczuję pańskiej szanownej małżonce…
MĄŻ:           Jestem chory na serce, nie wolno mi się denerwować!
GOŚĆ  I:      To niech się pan nie denerwuje. Już kończę. Jeszcze tylko nogi.
MĄŻ:           (ostentacyjnie głośno) Ubierz się. Idź po dzielnicowego, mieszka niedaleko!
ŻONA:         (głośno) Już idę!
GOŚĆ  I:      Słyszę, słyszę… Przecież mówiłem, że zaraz wychodzę. Mam wyjść  mokry, nago? Chce pan tego?... Muszę się wytrzeć i ubrać… W życiu nie wolno się spieszyć bez potrzeby. Niech pan to zapamięta. Tak radził mi mój dziadek, a był to najmądrzejszy człowiek, jakiego znałem. Zawsze dobrze na tym wychodziłem…
MĄŻ:           (wściekły) A ja panu radzę po dobroci, wycieraj się pan szybko i wychodź!
GOŚĆ  I:       Ale niech pan przyrzeknie, że nie będzie się pan awanturował…
MĄŻ:            Nic nie będę przyrzekał. Nie będzie mi pan tu dyktował warunków…
GOŚĆ  I:       Oj, bawi się pan w generała. Za minutę wyjdę, ale proszę bez awantur. Podziękuję i zapłacę… dwa złote za gaz i wodę…
ŻONA:          Dwa złote!
GOŚĆ  I:       Mogę dać trzy…
MĄŻ:            Wsadź pan sobie te trzy złote!
GOŚĆ  I:        Proszę bardzo, jak państwo nie chcą. Nie będę się prosił…
MĄŻ:             Dobrze pan wie, co ja chcę!
GOŚĆ  I:        Jeszcze tylko płukanie głowy… Szampon mam swój!... Wannę umyję. Będzie czyściejsza niż była!
MĄŻ:             Słyszysz?!
ŻONA:           Rano myłam!
GOŚĆ  I:        To nie była aluzja!
MĄŻ:             Ja panu dam aluzję. Ja panu dam aluzję…
ŻONA:           Cicho bądź, bo nie wyjdzie.
MĄŻ:             To twoja wina, po co go wpuściłaś?
ŻONA:           A kto mówił – „proszę, proszę”?
GOŚĆ  I:        Niech się państwo nie kłócą… (plusk wody) Aj, aj…
ŻONA:          Co się stało?
GOŚĆ  I:       Spuściłem sobie wrzątek na głowę… Nie macie państwo wyregulowanego junkersa… Sparzyłem sobie czoło… Mogę sobie pożyczyć pańskiej wody kolońskiej? Odrobinkę, zapłacę…
MĄŻ:            Nie!
GOŚĆ  I:       Ale z pana człowiek. W wodzie kolońskiej jest spirytus, a spirytus pomaga na oparzenie.
MĄŻ:           No, tego już za wiele! Szlag mnie trafi! (szarpie klamką) Rozwalę te drzwi…
ŻONA:         Uspokój się.
MĄŻ:           Co uspokój, co uspokój? On rusza moją wodę kolońską!
GOŚĆ  I:      Odkupię panu…

MĄŻ:           Nie ruszaj pan!
GOŚĆ  I:      Ale ja się sparzyłem. Pan jest bezlitosny…
MĄŻ:           Panie!!!
ŻONA:         Odkręca butelkę…
MĄŻ:           Zostaw pan to, mówię po dobroci.
GOŚĆ  I:      Zapłacę za całą, a zużyję odrobinę. Jeszcze pan zarobi…
MĄŻ:           Słowo daję, ja mu obiję mordę.
GOŚĆ  I:      Pan mi grozi?
MĄŻ:           No to pan zobaczy!
ŻONA:         Przestań, bo nigdy nie wyjdzie.
GOŚĆ  I:      Skrzywdzić się nie dam. Jestem łagodny jak baranek, ale muszę panu powiedzieć, że dla zdrowia skończyłem kurs karate. Też panu radzę. Coś wspaniałego… Potrafię rozwalić deskę na pięć centymetrów…
ŻONA:          Niech pan już zostawi wodę kolońską, całą pan wypaprze…
GOŚĆ  I:       Już stawiam...
(głośny brzęk szkła)
MĄŻ:            Co się stało?!
GOŚĆ  I:       Psiakrew, to przez pana…
MĄŻ:            Co, przeze mnie?
GOŚĆ  I:       Jak pan przybił to lustro?
ŻONA:          Boże, moje lustro! Potłukł!
GOŚĆ  I:       Wcześniej czy później by spadło. Gwózdek na centymetr, bez kołka.
MĄŻ:            Ja go zamorduję, karate mu nie pomoże…  

ŻONA:        Nowe lustro!
MĄŻ:          Nie wolno mi się denerwować… Szlag mnie zaraz…
GOŚĆ  I:     Dobrze, odkupię to lustro, chociaż to nie moja wina. To będzie moja najdroższa kąpiel w życiu…
MĄŻ:          Ja ci odkupię, ja ci odkupię… (szarpie klamką)  
GOŚĆ  I:     Niech pan nie szarpie klamką, bo zepsuje pan zamek i naprawdę nie wyjdę… Cholera, mogłem iść na pierwsze piętro…
MĄŻ:          Ja go tu zatrzymam, a ty idź po policję!
ŻONA:        Mam iść?
MĄŻ:          Chyba mówię po polsku?!... Chociaż ty mnie nie denerwuj!
ŻONA:        Dobrze, dobrze… Weź krople.
MĄŻ:          Może spotkasz policjanta na ulicy… No, ja go urządzę! Nie daruję!
ŻONA:        To idę…
(słuchać dzwonek u drzwi)
MĄŻ:           Może to Waldek, miał dzisiaj przyjść. Pomoże mi. Otwórz.
(ŻONA otwiera drzwi, na progu stoi GOŚĆ  II)
GOŚĆ  II:     Dzień dobry, państwu. Przepraszam, czy mogę skorzystać z toalety?

                                                           MUZYKA


       a