Mój Drogi Aniele!
Narzekałem w ostatnim liście, że u mnie NIC SIĘ NIE DZIEJE, więc naszły mnie choróbska, które pobawiły się trochę (i nadal się bawią) z bezradnością mojego ciała.
Człowiek wyrwany ze zdrowia jest jak małe dziecko odebrane matce i rzucone w odmęt nieznanego.
Chodziłem po omacku, zdziwiony, że moja istota nie funkcjonuje jak dawniej, a rządzi mną jakieś abstrakcyjne ciśnienie krwi, które znałem dotychczas z niegroźnych skaleczeń. I ta moja zupełna obojętność na świat zewnętrzny: jakieś tornada, wojny domowe, ważne wybory prezydenckie, wypadki lotnicze i kolejowe; ginący ludzie - a ja myślący egoistycznie o moim rozklekotanym wnętrzu.
No i zderzenie ze SŁUGAMI ZDROWIA. Byli różni - od jednego anioła, po uprzejmie obojętnych w Pogotowiu Ratunkowym, po słuchających z troską (niechby nawet udawaną), aż do wściekłych, że im się zawraca głowę jakimś zawracaniem głowy - o, najlepiej jakby ludziska wymarli i mieliby święty spokój. Mój Aniele, byłeś świadkiem!
Jednak, jeśli to możliwe, chciałbym wrócić do mojego starego zdrowia.
Twój na zawsze
Michał Wroński
(syn Edwarda)
9 III 2012 - W miejscu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz