* * *
Znajdowałem się na wielkim placu, w samym środku tłumu, któremu o coś chodziło, bo wykrzykiwał: NAPRZÓD! CHODŹCIE Z NAMI!... Ale nikt się nie ruszał, ponieważ tłok był taki, że nie można było postawić kroku. Stałem ściśnięty między grubasem a bosonogą dziewczyną i myślałem, jakby się stamtąd wydostać, kiedy spostrzegłem, że wszyscy wkoło patrzą na mnie jakoś dziwnie...
- On nie nasz! - syknęła bosonoga do grubasa.
- Nie nasz! - krzyknął grubas i usiłował mnie schwytać, ale nie dał rady, tak było ciasno.
Tłum zafalował i zaryczał:
- Tam jest nie nasz! Tam jest nie nasz!
Wiedziałem, że to mój KONIEC.
- Boże, żeby się obudzić. Natychmiast!
Ale zamiast tego reżyser snu zamienił mnie w muchę, która odfrunęła sobie poza plac, patrząc radośnie, jak tłum naparza się w poszukiwaniu NIENASZEGO.
Bo trudno być Nienaszym w każdym tłumie!
OdpowiedzUsuń