poniedziałek, 11 lipca 2011

TEATR SENNY (10)

* * *
   Ten sen przychodzi do mnie co jakiś czas. Jest zawsze taki sam.
   Zaczyna się jaskrawym wschodem słońca bez chmur, w otoczeniu absolutnej, krystalicznej CISZY i całkowitego BEZRUCHU. Zupełnie nagle znajduję się w samym środku BEZLUDNEJ PUSTKI... Przemieszczam się bezszelestnie i swobodnie po świecie, jaki pamiętam: z miastami, drogami, lasami, górami, morzami - ze znajomymi krajobrazami. Ale nigdzie nie ma ani jednego człowieka. I mam świadomość, że WSZYSTKO JEST MOJE. Mogę wchodzić do sklepów bez sprzedawców, do banków bez kasjerów; wszystkie samochody są moje, wszystkie pałace i ogrody. Cała Ziemia jest MOJA!
   Ale tylko na moment jestem szczęśliwy z tego bezmiernego bogactwa. Już po chwili tęsknię za ludźmi, tęsknię za hałasem miast, świergotem ptaków, szczekaniem psów i pędzącym gdzieś ŻYCIEM. Więc biegam wszędzie z szybkością dźwięku - którego nie ma - w poszukiwaniu ludzi, w poszukiwaniu śladów istnienia, w poszukiwaniu żywej teraźniejszości. I wszędzie pustka, wszędzie cisza, wszędzie martwota...
   Ale nagle, w środku jakiegoś nieznanego mi miasta, słyszę DŹWIĘK! Z okna stupiętrowego wieżowca rozlega się wspaniały, czysty, donośny śpiew KOBIETY. Biegnę po schodach jak oszalały, w poszukiwaniu śpiewaczki - zapewne młodej i pięknej; otwieram dziesiątki drzwi: pusto, tylko śpiew ucieka ode mnie coraz wyżej i wyżej...
   I tak aż do przebudzenia!

1 komentarz:

  1. Piękny, ale troszkę straszny ten Twój sen!
    Pozdrawiam piękne:)

    OdpowiedzUsuń