piątek, 15 lipca 2011

TEATR SENNY (16)

* * *
   Wylądowałem na spadochronie pośrodku  dużej polany oświetlonej bezchmurnym słońcem...
   Czekało tam na mnie wielkie SZCZĘŚCIE - pod postacią pięknej, kruczowłosej kasjerki, która wypłaciła mi kolosalną ilość pieniędzy. Tak kolosalną, że nie potrafiłem TEGO unieść w ogromnej walizce...
   Usiadłem zrozpaczony obok uśmiechniętej piękności, pogłaskałem ją po policzku i zostałem tak do końca snu.

* * *
  Nagle znalazłem się w jakiejś magmie o zapachu nieskończoności - nie do opisania i nie do porównania...
   Przedzierałem się przez tłum przezroczystych, zwiewnych ludzkich kształtów o twarzach bez wyrazu. To byli NIEISTNIEJĄCY. Albo już nieistniejący, albo jeszcze nieisteniejący. Miliony milionów byłych albo przyszłych ludzi, których nigdy nie spotkałem i nigdy nie spotkam. Prawie ich dotykałem, ale nie widzieli mnie. Czekali! Czekali, a ja szukałem wśród nich SIEBIE...
   Ale znalazłem tylko kilku moich sobowtórów, którzy nosili moje imię i nazwisko, albo będą nosili...
   Mam nadzieję, że będą nosili lekko i przyjemnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz