22
Pustka pękniętego bębna...
Odkryłem ją dosyć dawno temu, kiedy uczyłem się w szkole muzycznej gry na perkusji...
Wybijany rytm - byłem przekonany - jest modlitwą do CZASU; więc uderzając godzinami w bęben, uczestniczyłem w oszałamiającej liturgii, gdzie zmysł słuchu brał w posiadanie całe ciało. Rytm poganiał obieg krwi, wprawiał mózg w narkotyczny trans, jakby uprawiał seks z sekundami i ułamkami sekund... Tak to czułem, naprawdę.
Aż pewnego dnia uderzyłem w bęben za mocno i pękła ośla skóra, a mnie wyrosły ośle uszy. Czar prysnął, serce zatrzymało się na chwilę i znormalniało, narkotyk wyparował. Za karę musiałem zapłacić za naprawę perkusji. Zapisałem się do klasy skrzypiec, na krótko. Nauczyciel bił mnie smyczkiem po palcach, gdy fałszowałem, bo tak podobno był karany wielki Paganini. Zrezygnowałem z muzyki i zapisałem się do młodzieżowej drużyny piłki nożnej...
Ale i tam, podczas krótkiej kariery, spowodowałem pęknięcie trzech skórzanych piłek, o których pustkach nie będę już pisał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz