Mój Drogi Aniele!
Słyszałeś zapewne, że u nas rozgrywają się wielkie mistrzostwa w piłce nożnej. Nie mogłeś nie słyszeć, bo trąby jerychońskie i wrzawa z setek tysięcy gardeł poruszały Niebo i Ziemię.
Właśnie odbył się bardzo ważny mecz - bo pierwszy, otwierający, jakby honorowy i cały kraj przez 90 minut zamarł, a duchem i ciałem przeniósł się na nowiutki stadion zbudowany na miejscu obskurnego targowiska.
Poza nieliczną grupką kobiet, poetów, alkoholików i gołębi serca wszystkich zabiły w tym samym rytmie, a miliony ust wołały: gola, gola, gola!
No, a u mnie nieszczęście! Ktoś - chyba nie Ty, mój Aniele? - wykręcił na korytarzu i ukradł korek - bezpiecznik. Do mojego domu przestał płynąć życiodajny prąd elektryczny. Sklepy - wiadomo - zamknięte na głucho. Zamilkł telewizor, zamilkło radio, sąsiedzi zabarykadowani przed ekranami...
Nie pozostało mi nic innego, jak wcześniej iść spać. Śniło mi się, że nasza drużyna przegrała z obcą drużyną. Słyszałem we śnie jęk zawodu wydobywający się z milionów krtani. Przegrana! Klęska! Znowu! Smutek i zaciśnięte pięści!
Rano okazało się jednak, że zremisowaliśmy. Ale i tak nikt nie był zadowolony, bo o ułamek nogi mogliśmy wygrać. Gdyby nie sędzia. Gdyby nie pech. Gdyby nie upał na stadionie. Gdyby nie fatalne rozstawienie zawodników przez trenera!
Właśnie idę kupić kilka bezpieczników na zapas, bo następne mecze o wszystko już niebawem.
Twój na zawsze
Michał Wroński
(syn Edwarda)
9 VI 2012 - W miejscu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz