DRZWI
Te drzwi były właściwie całkiem proste i normalne: miały dwa boki, trochę zaokrągloną górę, no i próg - nie za wysoki, aby nikt się o niego nie potknął, ale też nie za niski, aby nikt nie pomyślał, że go nie ma.
Drzwi wpuszczały wszystkich, którym wolno było przechodzić w codziennym chodzeniu w tą i z powrotem, a ze dwa razy nie wpuściły ludzi o niecnych zamiarach, usiłujących sforsować patentowy zamek - nie do zdobycia.
Więc żyły sobie raczej spokojnie, na oliwionych raz do roku zawiasach. Otwierały się i zamykały, zamykały i otwierały, pracowicie i cierpliwie. A co kilka lat malowano je: z jednej strony na brązowo, a z drugiej, wewnętrznej, na zielono, na bardzo zielono...
Bo były to DRZWI DO LASU, chociaż nikt o tym nie wiedział, oprócz dwóch chłopców - Kuby i Wojtka Kosów, którzy mieszkali po zielonej stronie!
KUBA I WOJTEK NA KOŃCU KOLEJKI PO WATĘ CUKROWĄ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz