DZIEŃ 61 - 20 V
Bajgór wspominał:
- Mój dziadek był doświadczonym pszczelarzem i lubił opowiadać o tych genialnych owadach. Kiedy byłem dostatecznie duży, opowiedział mi o najwymyślniejszej niesamowitości stworzonej przez naturę: o miłosnym locie królowej. Na pewno wiesz, że w ulu wokół dziewiczej królowej kręci się masa trutni, samców zawsze opitych miodem, gotowych do aktu miłosnego.
Bajdoła zachichotała.
- Zaraz przestaniesz się śmiać. Opowiadam ci ponury kryminał... Biedne, głupie trutnie, aby posiąść pszczelą kobietę, muszą wznieś się wysoko pod chmury. Tysięczna gromada podnieconych samców goni królową, która wzbija się w niebo jak błyskawica. I tylko najsilniejszy kochanek, gubiąc swoich rywali: słabych, chorych, starszych, źle odżywionych - dopada oblubienicę. Zapładnia ją i ginie! Reszta trutni, jak nie pyszna, wraca do ula...
- Dlaczego kochanek ginie? - spytała oburzona Bajdoła.
- Och, nie pierwszy raz przyroda połączyła miłość ze śmiercią... Nie wiem, czy mam ci opowiadać dalej...
- Mów! Chcę wiedzieć.
- W chwili kopulacji otwiera się brzuch trutnia i samica wchłania cały materiał potrzebny do zapłodnienia tysięcy jaj długo po akcie miłosnym. A martwy truteń spada na ziemię... Ale los pozostałych trutni jest i tak przesądzony. Po kilku dniach robotnice rzucają się na niepotrzebnych już samców i zabijają ich w okrutny sposób. A trupy wyrzucają poza ul... Taka jest natura!
- Taka jest natura! - powtórzyła Bajdoła i delikatnie ukłuła Bajgóra szpilką do włosów, nie wiedząc dlaczego to robi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz