Budynek, w którym istnieję, ma dokładnie sto osiemdziesiąt siedem okien. Rozmawiamy ze sobą okiennym językiem od rana do wieczora, a nawet nieraz w nocy.
Jak to bywa
w takiej zbiorowości, nie z wszystkimi się przyjaźnię. Kilka okien – z niższych
pięter – jest mi wyraźnie wrogich; mamy zupełnie inne spojrzenia na świat. Z
kilkoma najbliższymi utrzymuję prawie rodzinne stosunki. Reszta jest mi
zupełnie obojętna.
Ostatnio
któreś z okien wpadło na pomysł, żeby wybrać przywódcę, ale o mało nie
skończyło się to wojną. Postanowiliśmy w końcu, żeby dalej każde było samo dla
siebie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz