DZIEŃ 132 - 30 VII
Był środek lata i Bajdoła nie mogła usiedzieć na miejscu.
- Pojedźmy gdzieś, na litość boską - jęczała - duszę się w tym cholernym mieście.
Natomiast Bajgórowi było dobrze u Bajdoły, a i to miasto mu nie przeszkadzało; miał w nim swoje ogromne biurko i ulubione książki (nie mówiąc już o barze)... Więc marudził i zwlekał z wakacyjną decyzją, chociaż wiedział, że trzeba będzie jednak wyjechać. Zaczął już nawet pożyczać na ten cel pieniądze.
DZIEŃ 133 - 31 VII
- Patrz, wszystkie kontynenty naszej Ziemi spłynęły krwią podczas niezliczonych wojen, podbojów, masakr, pogromów i zwykłych morderstw - mówił Bajgór, przeglądając prasę. - Nawet w Australii prawie doszczętnie wybito Aborygenów, aby zrobić miejsce dla innej rasy.
- Tylko Antarktyda jest biała, czysta i niewinna - zauważyła Bajdoła.
- Wiesz, pingwiny nie za bardzo mi się podobają. Wyglądają za dostojnie, żeby nie miały czegoś na sumieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz