piątek, 20 maja 2011

TEATR SENNY (1)

                                 Motto:
                                             Po to się budzę, żeby nazbierać
                                             trochę świata do moich snów!

* * *
   Rozpłynąłem się w tęczy. Zupełnie jakbym zrozumiał istotę kolorów, których NIE MA poza rzeczywistością i snami. A przecież wiem, że nasze istnienie jest złudzeniem, kolorowym złudzeniem: ale można je zobaczyć, dotknąć i uwierzyć, że naprawdę JESTEŚMY. Dla siebie.
   Kiedy się obudziłem w środku nocy, tęcza zniknęła. Nie mogłem już zasnąć. I dopiero poranne Słońce oddało mi wszystkie kolory Ziemi.

* * * 
   Biegałem granicą między jawą i snem. Wypiłem za dużo kaw,  nie mogłem zasnąć.
   To dziwny stan, zamglony; tam gdzieś we mgle czekały tajemne postacie senne i zupełnie przetworzony ja - właściwie JA NIE JA. Zawsze boję się o niego, jest nieobliczalny. Nigdy nie wiem, co zmaluje. I nigdy nie wiem: będzie odważny, czy tchórzliwy; uratuje mnie, czy zabije w jakiejś karkołomnej kosmicznej eskapadzie; wciągnie mnie w straszliwe erotyczne orgie, czy każe klęczeć w klasztorze na niebosiężnej górze.
   Biegałem tak we mgle - nawet nie wiem jak długo, na granicy między jawą i snem. Ale przecież mgła nie ma granicy. Powiedział mi to JA NIE JA i wciągnął nagle do snu, którego nawet nie zapamiętałem.
   Bo rano senny teatr zniknął w jednej chwili! Obudził mnie telefon, przez który mi oznajmiono, że mam natychmiast zjawić się w bardzo ważnym miejscu, w sprawie bardzo ważnej dla mojego przyszłego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz