WULKAN HUKBUCH
Widać go było już z daleka, więc nie mogli zabłądzić. Dostojny jubilat wybuchał regularnie czerwonawym pióropuszem, hucząc głośno.
Chmurka Pędzipiórka, słoń Jakdłoń i wiaterek
Zefirek zdążyli na wielką uroczystość.
Dokładnie o godzinie osiemnastej wulkan
zamilkł i rozpoczęła się zabawa z udziałem licznych gości. Kogo tam nie było?
Słonikowi dech zaparło. Na niewielkiej Wyspie Szafirowej tłoczyły się zwierzęta
z dawnych epok, a najwięcej było hałaśliwych dinozaurów o różnych kształtach i
wielkościach. Hałas był taki, że nikogo nie było słychać, a każdy miał coś
uroczystego do powiedzenia.
Ale kwadrans po godzinie osiemnastej wulkan
huknął i przemówił:
- Witam moich drogich gości! Cieszę się
niezmiernie, że przybyliście tak licznie z dalekich bajkowych czasów na moje
skromne stumilionowe urodziny. Jedzcie, pijcie, bawcie się. Gorące dania po
lewej, zimne po prawej, letnie pośrodku…
Goście podziękowali chóralnie, każdy w swoim
języku i zaśpiewali wulkanowi „miliard lat”, trochę fałszując.
A po uczcie i licznych przemówieniach – na
niebie rozbłysły fantastyczne ognie sztuczne i naturalne…
- Od lat takiej imprezy nie przeżyłam -
powiedziała chmurka Pędzipiórka, kiedy już wracali, trochę ogłuszeni.
- Ja w ogóle nigdy - sapnął słoń Jakdłoń.
- Proponuję lecieć do KRAINY CISZY -
zasyczał Zefirek.
- O, tak! O tak! - ucieszyła się chmurka i
ucieszył się słonik…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz