WŚCIBSKA SĄSIADKA
Mieliśmy po dziurki w nosie naszej wścibskiej sąsiadki, która podsłuchiwała nas namiętnie i plotkowała na mój temat, gdzie tylko mogła. Często otwierałem znienacka drzwi – prawie zawsze stała pod nimi, udając, że sprząta korytarz.
Wreszcie mój Cień wymyślił na nią lekarstwo.
- Rozmawiajmy tak, aby myślała, że jesteśmy gangsterami z mafii…
Zgodziłem się, rozbawiony.
Siedliśmy wygodnie w przedpokoju i zaczęliśmy:
CIEŃ: Ale kwiczał, kiedy strzeliłem mu w kolano!
JA: Mówiłem, do cholery, że masz mu tylko postrzelić łapę!
CIEŃ: W kolano bardziej boli!
JA: No, tak, może masz rację!
CIEŃ: Ciekawe, czy odda nam te milion dolców!
JA: Niech tylko spróbuje nie oddać!
CIEŃ: Przestrzelę mu drugie kolano!
JA: Trzeciego nie ma!
CIEŃ: To mu naruszę łapę, potem drugą. A jak nie odda, to wiadomo!
JA: Zgadzam się. Ale musimy uważać na szpicli!
CIEŃ: Musimy!
JA: Niech wiedzą, co z nimi zrobimy!
CIEŃ: Najpierw kolanka, potem łapki, he, he…
I tak gadaliśmy z godzinę.
Po dwóch godzinach przyjechała policja w kamizelkach kuloodpornych, wywaliła drzwi i wrzuciła do mieszkania granat hukowy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz