WINA
Jakaś prawie zapomniana wina tliła się we mnie od niejasnego początku, nie przeszkadzając mi zupełnie w spełnianiu codziennych obowiązków.
Ale każdej nocy znienacka dawała mi o sobie
gwałtownie znać. Chociaż na chwilę. Rozpalała się niebotycznym ogniem i
poczucie winy zmieniało się w poczucie palącego wstydu, nieokreślonego i
nienazwanego, tak jak nieokreślona i nienazwana była wina.
- Pewnie każdy ma coś takiego, od Adama i
Ewy - myślałem co rano, a poczucie winy majaczyło coraz słabiej, aż w końcu
rozpływało się w moim niezachwianym poczuciu prawości i świętej racji…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz