ZIEMIA
Na licytacji w BIURZE RZECZY ZNALEZIONYCH kupiłem bardzo tanio pole, dzikie, właściwie ugór; tak rozległe, że gdy wzbiłem się balonem na sporą wysokość, nie widziałem brzegów.
Moja ziemia przesuwała się powoli i
majestatycznie, zielonoszara, zupełnie pusta i bezludna – aż na horyzoncie
zobaczyłem las o intensywnej, ciemnej zieleni. Tam była granica.
Nagle ta masa leśna zaczęła pełznąć,
zajmować pole.
- Hej, hej! To moje! Zapłacone! -
krzyknąłem, ale zaraz zrozumiałem swoją śmieszność. Przecież drzewa nie mogły
mnie słyszeć.
Zawiał wiatr, balon wzbił się wyżej.
Przerażony zobaczyłem, że gęsta puszcza pożera moją ziemską własność. Stawała
się coraz mniejsza, mniejsza, aż całkowicie zniknęła. Nie było nawet polany, na
której mógłbym wylądować.
Krążyłem nad drzewami w nieskończoność.
A w każdym tym drzewie, w słojach, zamknięty
był czas przeznaczony dla świata, czyli dla mnie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz