Mój Drogi Aniele!
Jak zapewne wiesz, jestem jednym z nielicznych członków społeczeństwa, który czuje autentyczny ból, kiedy koszą trawę...
Właśnie jeszcze wczoraj z przyjemnością oglądałem piękny, bujny trawnik przed moim dziesięciopiętrowym domem z betonu: kwitnący - jakby w pośpiechu, falujący ciekawymi życia roślinami, urozmaicony polnymi kwiatami zasianymi - nie wiadomo jakim cudem - przez wiatr, wśród których królował pogardzany przez ludzi słoneczny mlecz. A w środku tej orgii życia - cztery soczyste liście maleńkiego kasztanowca, który wyrósł od ubiegłej jesieni. To ja go zasadziłem, nie mając nawet cienia nadziei, że wyrośnie. A jednak wyrósł. Byłoby z niego piękne drzewo, gdyby... No, właśnie!
Dzisiaj rano obudził mnie hałas spalinowych kosiarek. Służby osiedlowe, z ochraniaczami na uszach, zaczęły zbiorową egzekucję, zostawiając po sobie łysą równiuteńką zieleń.
To tak, jakby co roku wyrąbywano młody, bujny las. Och, ten kult pozornej równości, pozornego porządku i uładzenia...
A trawnik przed moim betonowym domem i tak znowu wyrośnie do jesieni - na pół metra. Niezniszczalny w swojej walczącej ze sobą różnorodności!
Twój na zawsze
Michał Wroński
(syn Edwarda)
13 VII 2012 (piątek) - W miejscu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz