DZIEŃ 21 - 10 IV
- Miałem straszny sen - powiedział Bajgór do Bajdoły. - Dowiedziałem się od mojego wuja drwala, że na jednej z leśnych dróg wyrósł grzyb, wielki jak drzewo. Wsiadłem na ukradziony motocykl i pojechałem na grzybobranie. Długo jeździłem, szukałem, pytałem samego siebie, wreszcie ujrzałem go z daleka. Miał już dziesięć metrów wysokości. Podjechałem. Wokół grzyba siedziało czterech chłopów z siekierami. Zatrąbiłem. Porwali się, chwycili za siekiery, zaczęli krzyczeć: "Won! On jest nasz! My żeśmy go znaleźli!"... Już mnie dopadli. Uratował mnie motor. Sto metrów dalej zgasiłem silnik i zawołałem: "On jest trujący... Hop, hop, hop, jest trujący! Zatrujecie się, głąby!"... Pojechałem do domu. Ale następnego dnia nie wytrzymałem i wróciłem do grzyba... Wokół siedziało czterdziestu chłopów z siekierami i widłami. Zatrąbiłem, ale już nie czekałem, aż zaczną mnie gonić; podkręciłem gaz i uciekłem. Kiedy zgasiłem motor, usłyszałem jeszcze echo: "On jest nasz! Zabijemy, kurwa! On jest nasz!"... Złożyłem dłonie w trąbkę i krzyknałem: "Jest trujący, chamy. Zatrujecie całą okolicę!"... Pojechałem do domu. Nie spałem całą noc i rano wróciłem do lasu. Grzyb stał, chyba był jeszcze większy. Wokół niego siedziało czterystu chłopów z siekierami, widłami i kosami. Zatrąbiłem, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Jeden z nich tylko kiwnął palcem. Postawiłem motocykl pod drzewem i usiadłem razem z nimi. "On jest chyba trujący..." szepnąłem do najbliższego chłopa, ale zamilkłem, bo dostałem pod żebro trzonkiem siekiery. Usadowiłem się wygodnie, wyjąłem scyzoryk, który dostałem od ciebie tydzień temu i zacząłem patrzeć. A grzyb rósł i rósł...
Bajdoła zaśmiała się, ale jej oczy były smutne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz