TELEFON
Idąc
wczoraj za mną, zauważyłeś na pewno zadziwiającą scenę, w której główną
rolę odegrał pięcioletni chłopiec z
telefonem komórkowym przy uchu. Dzwonił do niego, znany na gliwickim Rynku, pan
Józio, stojący dwa kroki dalej, z prośbą o 5 złotych na bułkę. Chłopczyk
zlustrował go dokładnie, od bosych stóp aż po kudłatą głowę, wystukał jakiś
numer i o coś zapytał. Pan Józio cierpliwie czekał, drapiąc się w głowę i
odganiając napastliwego gołębia, który chciał dziobnąć go w palec u nogi…
Wreszcie mały schował telefon do futerału przy pasku, wyjął z kieszeni monetę i
głośno powiedział:
- Daję ci
złotówkę, resztę zapracuj!
Wręczył ją
delikatnie, żeby nie ubrudzić sobie rączki i oddalił się dostojnie w stronę
taksówki, wezwanej przez niego telefonicznie pięć minut wcześniej, która
cierpliwie czekała na chodniku Rynku, wbrew przepisom.
A propos
telefonów komórkowych… Czy nie byłoby wspaniale, gdyby każdy człowiek miał
numer telefonu swojego anioła stróża? Wiem, to takie nieprawdopodobne. Ale czy
ktoś kiedyś, zupełnie niedawno, przypuszczał, że każde dziecko będzie miało
przy sobie telefon, przez który będzie go można wychowywać?
Twój na zawsze
Michał syn Edwarda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz