wtorek, 31 stycznia 2023

SNY NIEDOBUDZONE - 57 (z książki - 2015 r.)

MARIONETKA

   Nagle wydało mi się, że jestem marionetką, poruszaną za pomocą niewidzialnych sznurków przez kogoś na wysokościach.

   - Protestuję! Jestem wolnym człowiekiem! – krzyknąłem, a echo powtórzyło: człowiekiem, ekiem, ekiem…

   Zachmurzyło się znienacka, zaczął padać deszcz.

   Zmoknięty brnąłem w błocie ku oświetlonej rzęsiście chacie, bardzo dalekiej, pod lasem. Wyobraziłem sobie, że tam jest ciepło, jasno i przytulnie. Kłody drewna palą się w wymarzonym kominku, a na stole czeka wykwintna kolacja ze świecami, przygotowana przez zachęcająco uśmiechniętą nieznajomą kobietę – jaką widziałem wczoraj na ulicy, gdy kupowała lody.

   Szedłem z mozołem, ale nie zbliżałem się do chaty, ani chata nie zbliżała się do mnie.

   Miałem dosyć. Wyjąłem z kieszeni małe nożyczki-talizman, pozostałe po mojej babci Michalinie, które zawsze nosiłem przy sobie i poprzecinałem wszystkie niewidzialne sznurki.

   Niebo pojaśniało, deszcz przestał padać, ale zniknął także obraz z kominkiem, wykwintną kolacją i wymarzoną kobietą.

   Siedziałem przy stole w kuchni, jadłem samotnie moją codzienną jajecznicę z trzech jaj na maśle…




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz