HODOWLE
Na kilkuhektarowym ogrodzonym terenie, trochę zalesionym, miałem HODOWLĘ WROGÓW.
Trzymałem ich w stalowych klatkach, małych i
dużych, w zależności od wielkości i zajadłości. Nie sprawiali mi większych
kłopotów, wystarczyło raz dziennie drażnienie i pokazywanie języka.
Poniedziałek był dniem handlowym. Przed
farmę podjeżdżały auta, motocykle i rowery, albo ludzie przychodzili na
piechotę z pobliskiej stacji kolejowej. Do godziny dwunastej można było oglądać
i wybierać odpowiednich dla siebie wrogów: politycznych, gospodarczych,
artystycznych, sąsiedzkich, publicznych, osobistych; zaciętych lub łagodnych,
groźnych lub gapowatych, prawdziwych lub iluzorycznych, męskich lub damskich…
- Bo każdy musi mieć swojego wroga, tak było
od początku świata - mówiłem każdemu klientowi na powitanie.
Niedaleko mojej była HODOWLA PRZYJACIÓŁ, ale
niedawno, jak się dowiedziałem, splajtowała…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz