- Cholera jasna!
- zakląłem, czytając treść poleconej przesyłki.
- Co się stało?
- spytał niepewnie mój Cień.
- Dostałem
wezwanie na policję - wyjaśniłem i jeszcze raz zakląłem szpetnie.
- No, chyba nie
w związku z morderstwem w moim wczorajszym śnie? - zdenerwował się Cień. - I
jeszcze rozbiłem im radiowóz…
Trzeba było iść.
Przed
posterunkiem policji stała długa kolejka; człowiek za człowiekiem, cień za
cieniem. Bez rozmów, jak zwykle w kolejkach bywa, wszyscy ze spuszczonymi
głowami. Po pół godzinie dostałem się przed oblicze dyżurnego podinspektora. Cień
został za drzwiami.
Policjant
spojrzał na mnie surowo, zabrał wezwanie, spytał o nazwisko. Sprawdził coś w
kartotece, potem w komputerze i rzekł:
- Szanowny pan
już czwarty raz przeszedł przy czerwonym świetle na przejściu dla pieszych.
Chce pan obejrzeć filmy z monitoringu?
- Nie, dziękuję.
Już nie będę, przepraszam - bąknąłem.
- Przepraszam,
to za mało. Zapłaci pan mandat w wysokości stu złotych. Kasa znajduje się na
pierwszym piętrze, pokój sto dwa.
Wytarłem pot z
czoła, zabrałem Cienia sprzed drzwi i poszliśmy na pierwsze piętro, gdzie przed
pokojem sto dwa ustawiła się spora kolejka, ale już weselsza.
Ja byłem ponury,
mój Cień też. Zabrano nam ostatnie sto złotych przeznaczone na weekendowy
wyjazd w góry…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz