ROWER TRENINGOWY
Zapomniałem, że
mam całkiem nowy tandem w piwnicy i skuszony promocją kupiłem okazyjnie rower.
Ale taki bez kół, do bezpiecznego pedałowania w domu, mający nawet licznik,
który pokazuje przebytą drogę.
Postawiłem go w
reprezentacyjnym kącie pod szablą mojego dziadka i przyrzekłem sobie, że
codziennie pokonam co najmniej dwadzieścia kilometrów, a w niedziele nawet
trzydzieści. Mój Cień bardzo się z tego roweru ucieszył, poprosił tylko, żebym
podczas jazdy zapalał kinkiet na ścianie.
Dotrzymałem przyrzeczenia
tylko przez niecały tydzień, ponieważ ja i Cień doszliśmy do zgodnego wniosku,
że jednak spacery na świeżym powietrzu są zdrowsze i ciekawsze.
A nasz rower bez
kół, odkurzany co jakiś czas, stoi teraz dumnie w kącie i jest atrakcją dla
gości, którzy zawsze przez jakiś kwadrans, na zmianę, próbują swych sił, razem
ze swoimi cieniami. Zawsze zapalam kinkiet, aby mój cień też miał rozrywkę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz