17
Zamknąłem
oczy, wyobrażając sobie moje miasto, nie za ładne, ale teraz dla mnie
najpiękniejsze na Ziemi.
Usłyszałem
znajomy hałas. Otworzyłem oczy.
Byłem na
głównej ulicy, zatłoczonej, z pędzącymi autami.
- Dzięki, dzięki! - wymamrotałem szczęśliwy.
Nikt nie
zwracał na mnie uwagi, tylko jakaś wysoka dziewczyna w pomarańczowej spódnicy
spojrzała na mnie uważnie i uśmiechnęła się przyjaźnie, odchodząc.
- Muszę się
zobaczyć…
Podszedłem
do szyby wystawowej sklepu z ubraniami i ujrzałem obcego faceta, o dwie głowy
wyższego ode mnie, z głupawym wąsikiem.
- Rany
boskie! - szepnąłem. - To wszystko jest rzeczywistością. Nie jakimś koszmarnym
snem…
Rozglądnąłem się. Znajome miejsce.
- Gdzieś tu
był fryzjer. Muszę zgolić przynajmniej tego wąsa.
Zobaczyłem
szyld dwadzieścia metrów dalej.
- Ale czy
ja mam pieniądze? - pomyślałem nagle.
W tylnej
kieszeni dżinsów wyczułem portfel.
- Są. Nawet
dużo…
Wszedłem do
fryzjera i usiadłem na krześle, czekając na swoją kolej. Wziąłem do ręki Gazetę
Miejską…
- OKRUTNE
MORDERSTWO na dziesiątym piętrze w domu przy ulicy Zygmunta! Zamordowano
znanego literata Michała Sz. (73). Trwa śledztwo… - przeczytałem i zrobiło mi
się słabo…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz