13
Znowu znalazłem
się w dziwnym miejscu!
- Cholera
jasna, wszystko rozgrywa mi się na zewnątrz. Nawet, jeśli w tym uczestniczę - pomyślałem jakoś
mgliście.
Porozglądałem się. Kolorowy odrealniony pejzaż – niby miasta, niby lasu,
niby pustyni. Obrazy, jakie kiedyś znałem, były dziwnie wymieszane.
- Gdybym
musiał to opisać, nie potrafiłbym…
Stawiałem
nieporadnie kroki, nogi miałem ołowiane. Z trudem oddychałem w niebieskich
oparach.
- Przecież
miałem iść do miasta!... Po co?... Zapomniałem… Jakiś czynsz?... Gdzie mam
pieniądze?... Co to są pieniądze? Kto je wymyślił i po co?...
Doszedłem
do drzewa, w kształcie wysokiego domu z pustymi oknami i usiadłem, zmęczony,
jakbym szedł kilka kilometrów.
- Nie
chciałbyś współrządzić światem? - usłyszałem głos z góry.
- Jakim
światem? Tym? - zaśmiałem się mimo woli.
- Tym,
tamtym, wszystkimi jakie są…
Głos
przybliżał się i oddalał.
- Ile jest
tych światów? - spytałem.
- Nieskończenie
dużo…
Zaśmiałem
się jeszcze raz, a echo powtórzyło to kilka razy.
- Nie
wierzysz mi?...
Głos był
już blisko mnie, prawie przy lewym uchu.
- Kim, do
diabła, jesteś?...
- Jak to,
kim? Spotykałeś nas bez przerwy…
- A, teraz
rozumiem. To wszystko mi się śni?...
- To nie
sen. Możesz się uszczypnąć, poczujesz ból…
Uszczypnąłem się w policzek, zabolało.
- Ja chcę
do domu! - krzyknąłem jak dziecko.
- To już
niemożliwe - usłyszałem. - Zostałeś wytypowany na kandydata. To od ciebie teraz
będzie zależało, czy zostaniesz prawdziwym Indiomem.
- Żarty!
Ja, Indiomem?...
- Już
prawie jesteś…
- A jeśli
nie będę chciał? - jęknąłem.
- Nie
radzę. Możemy w jednej chwili zapędzić cię w niebyt. Taki bez ani jednego snu.
- Ale jak
ja będę wyglądał? Tak jak ty, bez kształtu?...
Byłem już
zrezygnowany.
- Kształty
są nieważne. Można je dowolnie tworzyć, zależnie od potrzeb i kaprysu.
- Nie mam
wyjścia?...
- Masz.
Dwa, mówiłem ci…
Westchnąłem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz