Po długim kluczeniu i pokonaniu kilku klatek schodowych, znaleźliśmy się na poziomie sportowym, jak go nazwał Paweł. Jola w swojej długiej, rozciętej sukni wyglądała tu dziwnie. Wszyscy, oprócz nas, byli w rozmaitych strojach gimnastycznych. Jeden kulturysta miał nawet tylko przepaskę na biodrach jak grecki atleta. Jola spojrzała na niego i parskneła śmiechem.
- Już mógłby ją zdjąć - mruknęła do mnie.
- Powinniśmy się przebrać na sportowo - powiedział Paweł.
- Nie chce mi się bez przerwy przebierać. Lubię się przebierać, kiedy chcę, a teraz mogę się tylko rozebrać, jak chcecie - odparła Jola, wystawiając nogę.
- Nie możemy być widownią? - spytałem.
- Ale lenie z was. Pobiegnijmy przynajmniej. Jola, podciągniesz suknię. Będziesz wyglądała wspaniale - kusił Paweł.
- No, dobrze - zgodziła się Jola. - Ostatnio tylko tańczę i biegam po korytarzach.
Weszliśmy na ruchomą bieżnię i zaczęliśmy bieg truchtem, nie wysilając się zbytnio. Prowadziła Jola...
Nagle bieżnia zatrzymała się. Podszedł do nas jakiś mężczyzna w dresie.
- Co to za komedia? Dlaczego nie w strojach sportowych? - spytał surowo.
- Bo nie. My nie musimy, my służbowo - powiedziała Jola i pokazała znaczek z księżycem.
Meżczyzna zbladł.
- O, przepraszam! - bąknął i odszedł prędko.
Paweł spojrzał na nas tryumfująco. Bieżnia znowu ruszyła...
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz