Nagle zobaczyłem dosyć dużą grupę ludzi ubranych na czerwono. Jak dawno ich nie widziałem!... Szli miarowym krokiem, śpiewając jakąś podniosłą pieśń. Nie rozumiałem słów. Przebijało się tylko słowo ZIEMIA, kilka razy... Za nimi podążało kilku strażników w niebieskich mundurach. Wśród nich rozpoznałem mojego znajomego, który kiedyś jeździł na wrotkach. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale nie zatrzymał się. Miałem zamiar odruchowo pomachać mu ręką, ale się wstrzymałem.
Czerwoni i strażnicy zniknęli za zakrętem.
- Nie mogę tu wiecznie siedzieć - pomyślałem. - Tu wszystko jest w ruchu. Jak w ulu.
Wstałem, przeciągnąłem się. Byłem już, nie wiadomo dlaczego, rozluźniony.
- Iść za nimi, czy w przeciwnym kierunku, gdzie zniknął Samuel?... Orzeł czy reszka? Szkoda, że nie mam monety...
Pierwszy krok skierował mnie mimowolnie w stronę pradziadka. Albo może z moją ukrytą wolą, o której nie wiedziałem...
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz