WINDA
Byłem w ogromnej windzie pełnej ludzi z twarzami bez wyrazu; nieznanych, obojętnych, wpatrzonych w lustro na suficie. Wiedziałem, że wznosimy się do góry, ponieważ na lśniącej chromowej ścianie wyświetlały się liczby: … 38, 39, 40… 125, 126, 127… Winda zatrzymywała się co jakiś czas, ludzie wychodzili, wchodzili. Ale wchodziło coraz mniej. Na 2012 piętrze zostałem sam.
Drzwi
rozsunęły się bezszelestnie, zbliżyłem się do nich. Stałem nad przepaścią bez
horyzontu.
Przekroczyłem próg i poleciałem, jak ptak, w bezkresną przestrzeń bez
czasu – bezcieleśnie, wolny i bez żadnego strachu.
Szybowałem
tak aż do nagłego przebudzenia w środku ciemnej nocy! U sąsiada pode mną zegar
wybił drugą godzinę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz