poniedziałek, 30 lipca 2018

"INDIOMY" - ODC. 49 - KONIEC - (Z KSIĄŻKI)


49

   Zacząłem dusić się w domu, mimo że otwarte były wszystkie okna.                       Wyszedłem na spacer, jak zwykle bez celu i od razu zauważyłem coś dziwnego.
   Miasto było prawie opustoszałe. Ulicami przemykali nieliczni przechodnie, gdzieś bardzo się śpiesząc, kilka aut pędziło na łeb na szyję.
   - Co, u diabła? - pomyślałem. - Jakaś transmisja ważnego meczu? Pogrzeb ważnej osobistości? Orędzie Narodów Zjednoczonych?
   Nie wiadomo dlaczego w domu nie miałem telewizora i radia, tylko odtwarzacz muzyki. Tak naprawdę nie wiedziałem, co się dzieje w ludzkim świecie.
   Jak zwykle poszedłem w stronę parku. Na chodnikach było coraz mniej ludzi. W końcu, gdy się obejrzałem, nie widziałem już nikogo.
   Pustka absolutna.
   Ale nie. W otwartej na oścież bramie parku stał jakiś przygarbiony człowiek, patrzył w moją stronę.
   Zatrzymałem się.
   Serce zabiło mi mocniej. Poznałem go!
   To był Michał Szyma. Siedemdziesięciotrzyletni – ja.
   Słońce zaszło za chmury, zrobiło się szaro. Gdzieś daleko po niebie leciał samolot…
   A my staliśmy nieruchomo, patrząc na siebie.
  
   I tak do końca. A może do jakiegoś początku!



Proj. okładki - Bożena Kuszilek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz