piątek, 27 lipca 2018

"INDIOMY" - ODC. 46 (Z KSIĄŻKI)



46

   Dochodząc do Rynku Głównego, natrafiłem na gęstniejący tłum.
   Odbywało się jakieś ważne zgromadzenie polityczne, może rocznicowe spotkanie albo wiec przedwyborczy. Męski głos donośnie i dobitnie coś mówił, ale było kilka głośników i echo mieszało poszczególne wyrazy. Dotarło tylko do mnie słowo: SKANDAL… Powtarzało się kilka razy.
   Oczywiście nie wchodziłem w środek tłumu. Nigdy nie znosiłem takich spędów. Mając wkoło ludzi, robiło mi się zawsze słabo. Pamiętam, że jeszcze jako dziecko, zemdlałem w środku modlącego się tłumu ku rozpaczy mojej babci Michaliny.
   - Coś podobnego! Wyobraża pan sobie coś takiego? - usłyszałem za sobą.
   Odwróciłem się. Za mną stał znany mi fryzjer, u którego zgoliłem wąsy.
   - Nie wyobrażam - powiedziałem dosyć głośno.
   - W głowie się nie mieści…
   Fryzjer wyraźnie był zdenerwowany i podniecony.
   - Też tak uważam - zgodziłem się, chociaż nie wiedziałem na co. Guzik mnie to obchodziło.
   - ZGADZACIE SIĘ? - rozległo się z głośników.
   - ZGADZAMY! - powtórzył tłum.
   - Zgadzamy - krzyknął za mną fryzjer.
   Nawet nie zwrócił uwagi, że ja milczałem.
   Powoli wycofałem się na pustą przestrzeń i odetchnąłem z ulgą. Byłem nawet szczęśliwy, że nie wiem, o co im wszystkim chodzi.
   - Ich gówniane sprawy, nie moje…
   Poszedłem w stronę domu.
   W oddali słychać było szum zgromadzenia.
   Przy wejściu stała pani Genowefa z laską.
   - Co tam się dzieje w mieście? - spytała.
   - Nie mam zielonego pojęcia - odparłem.
   - Pójdę zobaczyć - powiedziała. - Potem panu opowiem.
   - Nie trzeba, mam inne sprawy na głowie…
   Spojrzała na mnie uważnie.
   - Ma pan jakieś zmartwienie, panie Mareczku?...
   - Nie mam. Takie tam… Do widzenia!...
   - Do widzenia…
   Pani Genowefa poszła w stronę Rynku Głównego, podpierając się rytmicznie laską, chyba tą od męża…




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz