Wydawało się, że te wąskie, białe korytarze nigdzie się nie kończą. Często krzyżowały się ze sobą i właśnie zupełnie znienacka, nie wiadomo jakim cudem, znalazłem się przy jednym takim skrzyżowaniu.
Stałem oślepiony światłem, którego nawet nie widziałem i zastanawiałem się - dokąd mam pójść.
Było pusto, właściwie cicho; tylko gdzieś - nie wiadomo gdzie - słychać było monotonny syk: z przodu, z tyłu, z prawej strony i z lewej...
Pomyślałem, że wszystko jedno, w którą stronę pójdę, więc poszedłem - prosto.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz