piątek, 30 grudnia 2016

ZA ŚWIATEM - Odc. 27

   Zacząłem liczyć, ale po setce przestałem. Schody były kręte, bez poręczy. Zakręciło mi się głowie. Dyszałem, bolały mnie uda i plecy.
   - Może wrócić?...
   Przestraszyłem się.
   - A jeśli to schody do nieskończoności?...
   Stanąłem, opierając się o zimną ścianę. Słuchałem oddechu, dochodził do siebie.
   - Muszę iść dalej. Przecież nie będę tu stał do końca świata...
   Na tę myśl, roześmiałem się.
   - Koniec jednego świata podczas końca następnego... Idę!...
  Wreszcie usłyszałem wyraźniejszy szum. Ucieszyłem się tak, że chciałem bić brawo. Już było widać na górze jaśniejsze światło.
   - Zwycięstwo!...
   Byłem na nowym, wyższym poziomie. Ktoś zasłaniał wylot schodów.
   - Paweł? Nie Paweł...
   Serce zabiło mi mocniej.
   - Jola?...
   Tak, to była ona. Słyszałem jej śmiech.
   - Wiedziałaś, że będę szedł po tych schodach? - spytałem.
   - Nie wiedziałam. Przypuszczałam. Byłam pewna. Może to ja przywołałam cię tu swoim chceniem. Kto tam wie... Podejdź bliżej, przytul mnie, póki ktoś się nie napatoczy - powiedziała i przyciągnęła mnie do siebie szybkim ruchem.
   Ktoś szedł po schodach, słychać było kroki. Jola poczochrała mnie po włosach.
   - Nie ma tu warunków na miłość. Na razie musi nam wystarczyć... Lecę...
   - Gdzie lecisz? - spytałem rozczarowany.
   - Mam takie małe sprawy. Znajdę cię, nie bój się...
   Odwróciła się i pobiegła jak chłopak.
   - Przepraszam - usłyszałem za mną.
   Jakiś gruby facet, dysząc, minął mnie i wygramolił się na szeroki korytarz nowego poziomu z rozjaśnioną twarzą. Zasłonił mi widok na znikającą Jolę...

C.D.N.

   
   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz