SZCZĘŚCIE
Miałem na sobie płócienną płachtę siewcy, pełną maleńkich ziarenek, prawie niewidocznych. Przemierzając rytmicznym krokiem, zamachiwałem się z garścią przyszłej szczęśliwości. Od brzegu do brzegu pola.
Do zachodu słońca.
Potem siadłem zmęczony na kamieniu i czekałem, jakby z nadzieją, że szczęście zaraz wyrośnie.
Ale ziemia była jałowa. W dali szumiał uśpiony las…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz