TRAWA
Mój Drogi Aniele!
Jak zapewne
wiesz, jestem jednym z nielicznych członków społeczeństwa, który czuje
autentyczny ból, kiedy koszą trawę.
Właśnie jeszcze
wczoraj z przyjemnością oglądałem piękny, bujny trawnik przed moim
dziesięciopiętrowym domem z betonu: kwitnący – jakby w pośpiechu, falujący
ciekawymi życia roślinami, urozmaicony polnymi kwiatami zasianymi przez wiatr,
wśród których królował pogardzany przez ludzi słoneczny mlecz. A w środku tej
orgii życia cztery soczyste liście maleńkiego kasztanowca, który wyrósł od
ubiegłej jesieni. To ja go zasadziłem, nie mając nawet cienia nadziei, że
wyrośnie. A jednak wyrósł. Byłoby z niego piękne drzewo, gdyby… No, właśnie!
Dzisiaj rano
obudził mnie hałas spalinowych kosiarek. Służby osiedlowe, z ochraniaczami na
uszach, zaczęły zbiorową egzekucję, zostawiając po sobie łysą równiuteńką
zieleń.
To tak, jakby co
roku wyrąbywano młody, bujny las. Och, ten kult pozornej równości, pozornego
porządku i uładzenia…
A trawnik przed
moim betonowym domem i tak znowu wyrośnie do jesieni – na pół metra.
Niezniszczalny w swojej, walczącej ze sobą, różnorodności!
Twój
na zawsze
Michał syn Edwarda
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz