piątek, 29 grudnia 2017

MY - 5

NAD MORZEM

   W lipcu wybraliśmy się nad morze. Wiadomo – długi dzień, krótka noc. Plaża, pływanie, smażone ryby, cudowne zachody słońca, nie mówiąc o wschodach. Mój Cień szalał z radości już na tydzień przed wyjazdem; przymierzał kąpielówki i przeglądał się całymi godzinami w lustrze. W pociągu gadał jak najęty, opowiadał o swoim bogatym życiu i musiałem się czerwienić.
   Dojechaliśmy. Padał deszcz, wył wiatr, fale zalewały plażę. Cień schował się we mnie, jęczał. Musiałem mu codziennie dawać porcję rumu w herbacie, aby się uspokoił.
   Dopiero pod koniec mojego urlopu zaświeciło słońce i przegoniło chmury. Byliśmy ze dwa razy na plaży. Cień łaził po innych cieniach i narzekał, że takie tłumy.
   Szczęśliwi wróciliśmy do domu.
   A wieczorem zapaliłem woskową świecę i odpoczywaliśmy przy muzyce Mozarta. Cieniowi nie chciało się nawet tańczyć.
   - Nie wypada przy Mozarcie - powiedział i przysnął…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz