Ostatnio byłem tak zajęty rzeczywistością, że zupełnie zapomniałem o moim Cieniu. Jakbym go w ogóle nie miał. Walczyłem o polepszenie jakości życia, o dalszy krok w karierze zawodowej, a nawet próbowałem mieć powodzenie u młodych kobiet, ćwicząc w siłowni dwa razy w tygodniu.
Pewnego deszczowego dnia, kiedy odpoczywałem po ćwiczeniach intelektualno-siłowych, usłyszałem zjadliwe: HA, HA, HA!
Mój Cień!
- O, jesteś - powidziałem jakby od niechcenia. - Gdzie byłeś, jak cię nie było?
- Byłem cały czas obok ciebie - odparł Cień. - Pilnowałem, żebyś nie zrobił jakiegoś ostatecznego głupstwa, nie do naprawienia.
- Jakiego głupstwa? - zaperzyłem się.
- Nawet nie wiesz, ile tego narobiłeś...
Byłem autentycznie oburzony.
- Wynoś się!
- Proszę bardzo. Jeszcze pożałujesz...
Cień skierował się w stronę drzwi.
- Poczekaj! Gadaj, jakie porobiłem głupstwa!...
I mój Cień gadał, gadał aż do rana.
A mnie nie chciało się już potem wracać do rzeczywistości...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz