Dopiero wieczorem zorientowałem się, że czegoś mi brakuje. Cisza, pustka, niepokój. Wokół mnie nie było mojego Cienia. Poruszyłem ręką, nogą, głową. Nic. Tylko ja. Poszedłem zgnębiony do domu, zapaliłem po kolei wszystkie lampy. Cień nie rzucał się jak zwykle, wyraźny ani nawet zamglony. Zgasiłem lampy, zapaliłem naszą ulubioną woskową świecę. Pusto. Nikt nie zatańczył na ścianie wokół portretów. Serce zabiło mi żałośnie, usiadłem w fotelu zrezygnowany; nawet nie chciało mi się robić kolacji.
Nagle usłyszałem delikatne pukanie do drzwi. Pobiegłem. Za progiem stał mój Cień ze spuszczoną głową.
- Tylko mnie nie opieprzaj - powiedział cicho.
- Nie będę - zapewniłem radośnie.
- Za karę ja dzisiaj robię kolację... - Skierował się w stronę kuchni, zapalił światło i usmażył jajecznicę z sześciu jajek.
Nie pytałem, gdzie był...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz