SOBOWTÓR
Była letnia
pełnia Księżyca i dzik Absur nie mógł zasnąć. Męczył się ze dwie godziny, w
końcu wstał, ubrał się po cichu i wyszedł z domu, nie budząc dzikuski
Absurdzicy i Absorudzika, którym śniły się jakieś przyjemne rzeczy.
Absur szedł
przed siebie aż na koniec miasta, jak na koniec świata. Tam spotkał swojego
sobowtóra, który też nie mógł zasnąć. Usiedli bez słowa pod jakimś drzewem i
patrzyli na tarczę Księżyca do wschodu Słońca. Wtedy wstali, podali sobie ręce
i każdy poszedł w swoją stronę.
Nie wiadomo jak sobowtór, ale dzik Absur
musiał długo tłumaczyć się, gdzie był przez całą noc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz