- Miałeś powiedzieć coś bardzo ważnego - przypomniałem mu wreszcie.
- Ach, tak! - Ocknął się. - Mam dla ciebie ostrzeżenie. Zapamiętaj! Nie wchodź na najwyższy poziom...
- Dlaczego?...
- Dlatego...
- Jak mam poznać, że to ostatni? Podobno jest ich nieskończenie dużo...
- Skończenie... Poznasz. Do tego poziomu prowadzą pomarańczowe schody i pomarańczowe windy. Pomarańczowe! Wbij to sobie do głowy!...
- Pomarańczowe. Będę pamiętał... Więc powiedz mi wreszcie, co jest na tym najwyższym z najwyższych...
- No, muszę ci powiedzieć, chociaż zapewne z trudem przejdzie mi przez gardło. - Wstał. Powiedział do ucha. - Tam jest nicość... Tam jest koniec wszystkiego. - Siadł, rozglądając się dookoła.
- Samuelu, skąd to wszystko wiesz?...
Nie byłem pewien, czy mam mu wierzyć.
- Wiem doskonale. Sam o mało nie wylądowałem tam przez głupotę. Oni tam nieraz wysyłają krąbrnych, niezdyscyplinowanych, za bardzo ciekawych, albo ot tak, dla rozrywki...
Samuel mówił z przerwami, jakby ważył słowa.
- Wielu ludzi, których tu szukam i nie mogę znaleźć, na pewno wylądowało na tym przeklętym poziomie. Daję głowę...
- Ładna historia...
Tylko to zdołałem powiedzieć. Nie byłem przestraszony, tylko zaciekawiony.
- Przynajmniej jakiś wybór - szepnąłem do siebie.
Samuel nie dosłyszał.
- Co mówisz?...
- Człowiek powinien mieć wybór - powiedziałem mu do ucha.
- Nie gadaj głupstw! - zdenerwował się. - Tam spotkasz tylko całkowitą pustkę. Znikniesz razem z tym, co ci jeszcze tu zostało, z twoją pamięcią o prawdziwym świecie... Czy mam ci tłumaczyć, co to jest nieistnienie?...
- Trudno to sobie wybrazić...
- Bo nicość nie jest do wyobrażenia... Ostrzegam cię! Masz tam nie wchodzić. Musisz wierzyć jedynemu krewnemu, jaki ci tu zapewne pozostał. A powiem ci, że jesteś już bardzo blisko w tej wędrówce coraz wyżej i wyżej. Schodź teraz na dół. Chociaż to jest trudniejsze, bo jest mniej zejść - sapnął, wyraźnie zmęczony rozmową. - No, komu w drogę, temu czas, jak to kiedyś mówili. Niech ci się tu wiedzie. Przyzwyczaj się. Nie będzie ci źle. I pilnuj tego znaczka. To skarb...
Pradziadek Samuel wstał energicznie, ucałował mnie w oba policzki, spojrzał jeszcze głęboko w oczy i odszedł lekko zgarbiony, nie oglądając się już...
C.D.N.