... Na przystanku autobusowym
spotkałem dalekiego znajomego,
z przedszkola chyba,
albo z podstawówki.
Mało brakowało,
a urwałby mi guzik.
Bardzo chciał wiedzieć,
jakie mam poglądy polityczne,
między innymi.
Wiłem się jak piskorz;
udawałem,
że się zastanawiam.
Był oburzony moim wahaniem,
zaczął się wywnętrzać,
cokolwiek za głośno.
Na szczęście podjechał autobus;
kolega wsiadł,
ja nie -
powiedziałem,
że nie kupiłem biletu,
co było świętą prawdą.
Przecież wiesz,
od lat jeżdżę na gapę,
ze zmiennym szczęściem.
Idę dzisiaj do Ciebie na piechotę.
M.
Na szczęście podjechał autobus;
kolega wsiadł,
ja nie -
powiedziałem,
że nie kupiłem biletu,
co było świętą prawdą.
Przecież wiesz,
od lat jeżdżę na gapę,
ze zmiennym szczęściem.
Idę dzisiaj do Ciebie na piechotę.
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz