piątek, 26 grudnia 2014

SNY NIEDOBUDZONE (67)

   Już nie umiałem żyć bez mojego echa.
   Przyjaźniliśmy się od lat, dyskutowałem z nim, dzieliłem się racjami i emocjami - zgadzaliśmy się ze sobą na ogół w najważniejszych sprawach tego świata.
   Zaczęło się to dawno temu, w moim pustym jeszcze mieszkaniu, bez mebli i odtąd staraliśmy się być ze sobą jak najczęściej.
   Jedynym miejscem, gdzie mogliśmy swobodnie rozmawiać, był sosnowy las pod miastem. Jeździłem tam co tydzień z głową pełną spraw ważnych i błahych.
   - Hop, hop, gdzie jesteś?!
   - Jestem, jestem, jestem... - odpowiadało echo.
   I gadaliśmy o wszystkim do zmierzchu, udając, że zbieramy grzyby.
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz