Już nie umiałem żyć bez mojego echa.
Przyjaźniliśmy się od lat, dyskutowałem z nim, dzieliłem się racjami i emocjami - zgadzaliśmy się ze sobą na ogół w najważniejszych sprawach tego świata.
Zaczęło się to dawno temu, w moim pustym jeszcze mieszkaniu, bez mebli i odtąd staraliśmy się być ze sobą jak najczęściej.
Jedynym miejscem, gdzie mogliśmy swobodnie rozmawiać, był sosnowy las pod miastem. Jeździłem tam co tydzień z głową pełną spraw ważnych i błahych.
- Hop, hop, gdzie jesteś?!
- Jestem, jestem, jestem... - odpowiadało echo.
I gadaliśmy o wszystkim do zmierzchu, udając, że zbieramy grzyby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz