Znowu byłem niewyspany i zły na cały świat, tym razem z powodu jednego komara. Nie dał mi spokoju przez całą noc, bawiąc się ze mną w kotka i myszkę. Komar był kotkiem, ja myszką, chociaż to ja na niego polowałem, nawet razem z moim Cieniem, któremu zapaliłem wszystkie światła.
Co jakiś czas, zrezygnowany, kładłem się z powrotem na tapczanie, aby po chwili znowu słyszeć bzykanie przy uchu. I tak do rana.
Zadzwonił budzik, musiałem rozpocząć dzień.
- Cholerny komarze, szlag by cię trafił! - zawołałem wściekły, przypominając sobie, ile skomplikowanych spraw mam dzisiaj do załatwienia.
- Przepraszam bardzo, komary nie gryzą, to mała komarzyca. - mój Cień się wymądrzał. - Może mści się teraz za wszystkie krzywdy, jakie wyrządziłeś kobietom w swoim życiu.
- Ja? Wyrządziłem jakieś krzywdy kobietom? Co ty wygadujesz? - oburzyłem się. - Nie znasz mnie?
- No, dobrze, bez nerwów - uspokajał mnie Cień. - Może naprawdę potrzebuje twojej krwi, aby przetrwać. Bądź wyrozumiały.
I w tym momencie ta komarzyca - jak ją zwał, tak ją zwał - ugryzła mnie w piętę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz