DZIEŃ 47 - 6 V
Idąc główną ulicą miasta, Bajdoła ujrzała Bajgóra ubranego w elegancki garnitur, co - jak sam kiedyś przyznał - zdarzało mu się raz na dziesięć lat. Roześmiana, z dowcipem na końcu języka, podbiegła do niego, ale zorientowała się, że to nie jest Bajgór, tylko jego sobowtór, który na jej widok stanął jak wryty. Powiedział zmieszany:
- Przepraszam, czy przypadkiem nie spotkałem pani w Zielonej Górze?
Bajdoła obrażona tanim podrywaniem, odrzekła:
- Nie. Przypadkiem nie spotkał mnie pan na żadnej górze, szanowny panie!
I oddaliła się od sobowtóra Bajgóra.
Czuła, że robi największe głupstwo w swoim życiu, ale nogi i przeznaczenie oddalały ją od tego człowieka i zbliżały do prawdziwego Bajgóra, któremu o tym wszystkim nawet nie opowiedziała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz