... Dawno,
dawno temu,
o godzinie dziesiątej przed północą,
dozorca zamykał bramę na klucz.
Aby dostać się do domu,
trzeba było dzwonić i płacić,
o ile pamiętam -
dwa złote.
Udawał,
że się złości,
ale cieszył się zapewne,
bo to był dla niego dodatkowy zarobek.
Mój dozorca nazywał się Wolski.
Codziennie zamiatał chodnik,
tylko przed naszym przed domem,
zimą odgarniał śnieg
i pomagał wnosić meble.
Oprócz tego -
przeganiał z podwórka krzyczące dzieci,
a także namiętnie zbierał znaczki pocztowe.
Gdy już miałem osiemnaście lat,
mogłem wracać później do domu;
z braku gotówki -
płaciłem Wolskiemu znaczkami.
Moje zbiory bardzo się przerzedziły.
Takie to były czasy!
I nikt już znaczków pocztowych nie zbiera,
nawet dzieci...
Śpieszę do Ciebie,
bo już dwudziesta pierwsza czterdzieści.
M.
Gdy już miałem osiemnaście lat,
mogłem wracać później do domu;
z braku gotówki -
płaciłem Wolskiemu znaczkami.
Moje zbiory bardzo się przerzedziły.
Takie to były czasy!
I nikt już znaczków pocztowych nie zbiera,
nawet dzieci...
Śpieszę do Ciebie,
bo już dwudziesta pierwsza czterdzieści.
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz