TRAN
Tkwiłem w
półśnie. Nie mogłem zasnąć po obiedzie, bo mój Cień gadał jak najęty:
- Nie uważasz,
że powinny być szkoły zapomnienia? Nieraz nasza pamięć może zabić wszystkie
radosne chwile wspomnieniami, które chcielibyśmy wyrwać raz na zawsze… Śpisz?...
Na przykład, idę sobie w słoneczny dzień, podśpiewuję, w mojej świadomości sam
miód, a tu nagle, jak grom z jasnego nieba – wlatuje okropna scena z naszego
długiego życia. Jakbym wypił tran. Pamiętasz tran w przedszkolu? Kolejka
płaczących dzieci i tyran-przedszkolanka z łyżką wielką jak statek, napełnianą
po każdej egzekucji nową porcją tego świństwa… Brrr, Boże święty!... A
pamiętasz, jak tańczyłeś na stole pod koniec wesela Wojtka i Anny? Rozwaliłeś
sobie nos do krwi. Myślałem, że zapadnę się pod ziemię. Ale nie było to
oczywiście możliwe. Tak jak nie było możliwe odłączenie się od ciebie, kiedy
wygłaszałeś mowę gratulacyjną swojemu szefowi, którego serdecznie
nienawidziłeś… Albo…
- Przestań
natychmiast! Pamiętaj, że wszelkie złe i wstydliwe momenty z naszego życia są
po to, aby te dobre i wspaniałe jaśniały jak Księżyc - powiedziałem i
przewróciłem się na drugi bok.
Cień zamilkł.
Wreszcie
zasnąłem. Śniło mi się przedszkole i kolejka po tran. Ale byłem zawsze na
końcu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz