Winda była nowoczesna, lśniąca niklem, obłożona wewnątrz lustrami. Otworzyła się bezszelestnie, wszedłem, nacisnąłem przycisk z osiemdziesiątką. Drzwi zamknęły się, grając znaną mi melodię z dawnych lat i pojechałem wraz z moimi odbiciami.
Patrzyły na mnie jakieś inne, jakby młodsze, ładniejsze. Więcej włosów, mniej zmarszczek, więcej beztroskiego uśmiechu w oczach. Ale to byłem ja, znany mi z tylu minionych lat, miesięcy, dni. Mrugnęliśmy do siebie...
Gdzieś na czterdziestym piętrze winda zatrzymała się i weszła prawie naga kobieta, bardzo piękna, w nieokreślonym wieku.
- Chcę mieć z tobą dzieci - powiedziała od niechcenia, kiedy zamknęły się drzwi, które tym razem zagrały jakąś zupełnie nieznaną mi melodię...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz