- Mam propozycję nie do odrzucenia - powiedziała Jola, nie patrząc mi w oczy.
- O! Słucham...
- Zaprowadzę cię gdzieś...
- Do pomarańczowych schodów? - samo mi się powiedziało.
Jola zesztywniała.
- Skąd wiesz?...
- Domyśliłem się. Niedawno spotkałem mojego pradziadka Samuela, który przestrzegał mnie, żebym tam nie szedł za żadne skarby.
- Dlaczego? - spytała Jola. Była czujna i jakby niepewna.
- Mówił, że tam jest koniec wszystkiego, nicość, pustka absolutna bez świadomości istnienia...
- Nikt nie wie, jak tam jest. Nikt! Nawet twój pradziadek... Bajki o nicości. A tu jest życie?...
Staliśmy pod ścianą. Obok nas przechodzili ludzie. Wydawało mi się, że są podekscytowani, z jakąś nadzieją w oczach.
- Oni tam idą? - spytałem.
- Nie wiem, może tak, może nie...
- Niedawno widziałem, jak w tamtym kierunku szła duża grupa ludzi ubranych na czerwono w eskorcie strażników. Też szli do pomarańczowych schodów?...
- O, kurde! Szli ze strażnikami?...
- Z niebieskimi strażnikami. To niedobrze?...
- Sama już nie wiem...
- Chcesz ryzykować?...
- A co mi pozostaje? Mam dość tych przebieranek. Ja wierzę, że tam zacznę wszystko od początku. Nie wiem, skąd ta wiara, ale to jedyny ratunek. Ostatni!... To trzymaj się ciepło. Dam ci znać jakoś, jak tam jest...
Roześmiała się sztucznie.
- Idę z tobą! - powiedział za mnie mój głos.
- Nie chcę cię zmuszać...
- Przekonałaś mnie...
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz