- Boże święty, takie chodzenie jest bez sensu - myślałem, idąc krok za krokiem bez pośpiechu. - Tutaj brak jest konkretnych celów, nawet takich najmniejszych, błahych. Z poziomu na poziom, z poziomu na poziom! Nie trzeba jeść, pić, spać, myć się, kochać, nawet nienawidzić... I co najgorsze, człowiek nie ma własnego kąta, bo nie można tego powiedzieć o ponumerowanych ławkach, gdzie mamy poupychane ubrania. Wszystko tu jest ponumerowane. Może nawet te ściany...
Dotknąłem palcem zimnej powierzchni, która natychmiast się rozjaśniła.
- Bezsensowne sztuczki...
Zatrzymałem się.
- Ciekawe, dokąd szli czerwoni. Jakby wiedzieli gdzie. Powinienem iść za nimi?... Nie mam czerwonego ubrania. Można takie dostać?... Przynajmniej są w grupie, razem, zjednoczeni swoimi hymnami i marszami. Chociaż nękani przez niebieskich strażników, może są bardziej szczęśliwi od innych...
Nagle moje serce się ucieszyło. Zobaczyłem roześmianą Jolę, która szła w moją stronę, wymachując ręką. Była ubrana w niebieskie spodnie i różowy sweter. Moja Jola!...
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz