WIATR
- Opowiedz mi ten sen. Nie będę się bała - poprosiła Bajdoła.
- Nad światem zawisła zagłada. Czułem to całą swoją istotą. KONIEC NASZEJ ZIEMI! Ale kiedy? Dzisiaj, jutro, za tydzień? Wiedziałem tylko, że niebawem. Słońce świeciło inaczej niż zwykle, jakimś czerwonym kolorem. I ten głos wiatru – przeraźliwy, wyjący groźnie, szukający swojego początku…
To byłem ja! Bezcielesnym wichrem. Pędziłem przed siebie, łamiąc konary drzew i przewracając płoty…
Okrążyłem świat, dotykając wszystkich ludzi i zdmuchnąłem z nich myśli, złe i dobre – już nie wiedzieli nawet, że istnieją.
Wreszcie dotarłem do ostatniego miejsca na Ziemi, w najdzikszym zakamarku i ujrzałem SIEBIE siedzącego na kamieniu z rozwianymi włosami…
Wiatr ucichł, zamarł, spadł razem z kurzem i piaskiem. Zniknął. Przestał być mną.
Myśli powoli wracały do ludzi - najpierw dobre, potem złe.
A do mnie przyszła pewność, że ŚWIAT ZOSTAŁ URATOWANY!...
- Na długo? - spytała Bajdoła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz